Sunday 11 January 2015

"The New Cold War", Edward Lucas

Intro

  • The below is a excerpt from the updated edition of "The New Cold War" by Edward Lucas, a book which at the moment of writing is even more relevant than when it was first published in 2008. 
  •  Poniższy tekst to fragment książki "Nowa Zimna Wojna" autorstwa Edwarda Lucasa, książki która w tej chwili jest jeszcze aktualniejsza niż w momencie wydania w 2008.
  • Translation: from English to Polish/Tłumaczenie z języka angielskiego na polski
  • Tłumacz/Translated by: Sławomir Budziak

  Na pierwszy rzut oka sprawa zdawała się prosta. W czasie kiedy Putin został mianowany premierem, w Rosji panował ogromny nieporządek. Wkrótce potem nastąpiła fala śmiercionośnych ataków terrorystycznych, które doprowadziły do śmierci około trzystu osób i wywołały ogólnonarodową panikę. Reakcja Putina - twarde słowa i jeszcze twardsze kroki - uczyniły zeń najpopularniejszego polityka na przestrzeni kilku tygodni. Stąd logiczny i cieszący się poparciem wybór Putina jako następcy Jelcyna na stanowisku prezydenta. Od tego czasu on naprawił wypaczenia czasów swojego poprzednika, a z Rosji zrobił kraj potężny i bogaty. Dla wielu Rosjan oraz cudzoziemców ten pogląd właśnie pozostaje istotą tego, co dokonało się w ciągu ostatnich siedmiu lat (książka była wydana po raz pierwszy w roku 2008, przyp.tłumacza). W kolejnych rozdziałach zajmiemy się nadużyciami władzy, ale same środki użyte w celu objęcia stanowiska prezydenta przez Władimira Putina, powinny rozwiać wszelkie wątpliwości, co do natury jego rządów.


  Wszystko zaczęło się nieistotnym doniesieniem medialnym, które z ledwością odbiło się echem poza Rosją. W sierpniu roku 1999 wojownicy z separatystycznej Czeczenii dokonali najazdu na sąsiedni Dagestan. Kilka dni później, 31 sierpnia - pozornie bez związku z powyższym - doszło do wybuchu bomby w moskiewskim podziemnym centrum handlowym, co stanowi górnolotne określenie na skupisko sklepików i kiosków wokół wejścia do metra. Jedna osoba poniosła śmierć, a czterdzieści doznało obrażeń. Wielu złożyło to na karb porachunków mafijnych, mimo że jakaś dotychczas zupełnie nieznana anarchistyczna grupa zostawiła wiadomość, w której przyznała się do czynu. Dużo większe oburzenie wywołała eksplozja bomby umieszczonej w samochodzie zaparkowanym tuż obok wojskowego bloku mieszkalnego w dagestańskim Bujnaksku 4. września, która zabiła sześćdziesiąt cztery osoby i raniła dziesiątki. Rosja obwiniła o zamach czeczeńskich separatystów, a Putin upoważnił do ataków na znajdujące się tam (jak się wyraził) "nielegalne zbrojne jednostki". Ale dopiero cztery dni po tym wydarzeniu, kiedy to w powietrze wyleciał dziewięciopiętrowy blok w południowo-wschodniej części Moskwy zabijając dziewiędziesiąt cztery osoby i raniąc sto piędziesiąt, Rosjanie doszli do wniosku, są ofiarami nieustannej ofensywy terrorystów. To wrażenie potwierdziły kolejne dwa masowe mordy. 13. września w dzień żałoby po ofiarach poprzednich ataków doszło do eksplozji ośmiopiętrowca także w południowej części Moskwy. Tym razem zginęło sto osiemnaście osób, a zranionych było sto osiemnaście. Wreszcie trzy dni później w Wołgodońsku na południu kraju wybuchła ukryta w ciężarówce bomba, która uśmierciła siedemnaście osób.

  Atmosfera, która zapanowała w następstwie zamachów, była obłędna. Po zapadnięciu zmroku obywatelska straż patrolowała ulice Moskwy. Czeczeńcy już przedtem byli najmniej lubianą grupą etniczną, a w następstwie zamachów stali się ofiarami diabolizacji. Putin natychmiast zezwolił na działania wojskowe wymierzone przeciwko "terrorystycznej" republice i ogłosił, że Rosja rozprawi się ze sprawcami nawet, jeśli znajdzie ich "w sraczu". Był to oburzający bandycki slang. Żaden z poprzedników Putnia nie mógł nawet pomarzyć o publicznym przemawianiu w takim tonie. Co niektórzy wykształceni Rosjanie wprawdzie się obruszyli, ale w trafiło to w uczucia narodu. Czas uprzejmości minął. Z drugiej jednak strony pozostały intrygujące pytania. Czeczeni nie mieli w zwyczaju przeprowadzania takich ataków przy użyciu tego rodzaju środków. Ładunki były umieszczone w profesjonalny sposób w budynkach, których konstrukcja czyniła je szczególnie wrażliwymi na eksplozje. Wojskowi specjaliści mają zarówno dostęp do takich materiałów jak i biegłość w ich używaniu, ale Czeczeńcy dotychczas nie wykazali się ani zdolnościami operacyjnymi potrzebnymi do zdobycia takich ilości materiałów wybuchowych ani też umiejętnością ich profesjonalnego zastosowania. Zamachy były dobrze zaplanowane, zapewne z wielomiesięcznym wyprzedzeniem, podczas kiedy atak w Dagestanie był świeżej daty. Metody czeczeńskich terrorystów obejmowały branie zakładników i wysuwanie praktycznych żądań, jak np. wypuszczenie czeczeńskich więźniów czy też podjęcie negocjacji z Kremlem. Tym razem domniemani sprawcy nie mieli żadnych motywów, a nieuniknionym następstwem bombowych ataków była wojna, która miała unicestwić już i tak zrujnowaną Republikę Czeczeńską.

  Prawdziwi beneficjenci tych wydarzeń znajdowali się w Moskwie. Po stolicy krążyły już od roku plotki, że wysoko postawieni ludzie z kremlowskiego otoczenia Jelcyna zamierzali uciec się do przemocy, aby zażegnać widmo nieuchronnie zbliżającego się upadku. Przeciw Borysowi Berezowskiemu, najpotężniejszemu potentatowi i politykowi kraju, toczyło się śledztwo w sprawie wyprowadzania zagranicznych dochodów z narodowych linii lotniczych Aeroflot. Kontrowersje pojawiły się również wokół Pawła Borodina, który szefował działowi zarządzania nieruchomościami w administracji prezydenckiej. Borodin zlecił podejrzanej szwajcarskiej firmę Metabex renowację zabudowań Kremla za ogromne pieniądze.

  W 1999 rodzina Jelcynów znalazła się ponownie w centrum zainteresowania, kiedy to szwajcarscy śledczy obwieścili, że znaleziono dokumenty potwierdzające, że Mabetex zapłacił łapówki w łącznej sumie 15 milionów dolarów, między innymi zapewniając Jelcynowi i jego dwóm córkom karty kredytowe. Jelcyn wraz z rodziną nieodmiennie zapewniał o swojej niewinności.

  W odpowiedzi na oskarżenia i śledztwo Kreml uderzył poniżej pasa. Pokurator generalny Juri Skuratov został zmuszony do rezygnacji, po tym jak telewizja w czasie najlepszej oglądalności wyemitowała film, na którym mężczyzna wykazujący uderzające podobieństwo do Skurowa, oddaje się igraszkom z dwoma prostytutkami. Wyłącznie dzięki ewidentnemu przekupieniu posłów oddalono postawienie prezydenta w stan oskarżenia w celu usunięcia go, ale kolejne próby były tylko kwestią czasu. Mer Moskwy, Jurij Łużkow poparł zarówno swoim autorytetem jak i finansowo kandydaturę Primakowa na stanowisko prezydenta kraju. Wybory miały się odbyć w roku 2000, ale w przypadku usunięcia Jelcyna doszłoby do nich we wcześniejszym terminie. Mianowanie premierem Putina i oddanie władzy "Czekistom" było w gruncie rzeczy ostatnim desperackim ruchem ze strony Jelcyna. Zarówno dzięki serii zamachów jak i walkom w Czeczenii to posunięcie zyskało na sile. Uwaga została odwrócona od korupcyjnych awantur i skupiona na słusznie twardej reakcji rządu na terrorystyczne zagrożenie. Mało kto chciał uczynić to oskarżenie wprost, ale faktem jest że ataki były niezwykle wygodnym zbiegiem okoliczności.

  Takie rozważania pozostałyby na peryferiach debat, gdyby nie jeden niewypał. W nocy z 22 września, Aleksiej Kartofelnikow - mieszkaniec bloku przy ulicy Nowosiołow 14/16 w położonym 200 kilometrów od Moskwy Riazaniu - dostrzegł biały samochód zaparkowany tuż obok budynku. Będąc spostrzegawczym człowiekiem, zauważył że ktoś sfabrykował tablicę rejestracyjną, tak aby sprawiała wrażenie, że jest to lokalny pojazd. Kiedy tak przyglądał się temu, jego uwagę zwróciło trzech mężczyzn wnoszących do piwnicy jego bloku jakieś wory. Aleksiej powiadomił o tym policję. Eksperci zbadali znalezisko, które wyglądało na bombę, a następnie usunęli worki, detonator i regulator czasowy ustawiony tak aby ładunek wybuchł o godzinie 5.30. Z okolicy ewakuowano setki mieszkańców. Znaleźli oni schronienie w budynku pobliskiego kina. Jurij Tkaczenko, miejscowy policyjny spec na materiały wybuchowe, dokonał przy pomocy analizatora gazowego analizy zawartości worów, czyli żółtawej ziarnistej substancji. Przyrząd, którym się posługiwał, okreslił ją jako heksogen, czyli bardzo silny ładunek wybuchowy. Detonator zaś był prawdziwy i prawidłowo podłączony. Natychmiast ustawiono punkty kontrolne na głównych drogach wyjazdowych. Znaleziono również samochód, który spostrzegł Kartofelnikow, a który okazał się kradziony.

  Wieczorem 23 września w popularnym programie dyskusyjnym "Bohater dnia" wystąpił Aleksander Zdanowicz, dyrektor dział komunikacji FSB. Pomimo radości płynącej z uznania z tytułu pokrzyżowania planów zamachu, odnosiło się wrażenie, że najnowsze wydarzenia go zdezorientowały. Być może nie był o wszystkim w pełni poinformowany, a być może chodziło o coś innego. Minister spraw wewnętrznych Władimir Ruszajło przemawiając następnego dnia, czyli bez mała 48 godzin po znalezieniu bomby, krytycznie ocenił organy porządku publicznego za brak czujności oraz pochwalił obywateli za jej przejawienie. Dzień później premier Putin wyraził zadowolenie z ataków lotniczych na stolicę separatystów, Grozny i wypowiedział się również na temat wydarzeń w Riazaniu:

"Jeśli worki, które jak okazało się, zawierały materiały wybuchowe, nie uszły uwadze obywateli, widzę w tym coś pozytywnego w tym sense, że przynajmniej społeczeństwo reaguje prawidłowo, na to co się teraz dzieje w naszym kraju. Chciałbym podziękować obywatelom. Była to jak najbardziej prawidłowa reakcja - żadnej paniki, żadnej sympatii dla bandytów. Oto sposób z jaki będziemy z mini walczyć do końca, aż wygramy, bowiem wygramy."

  Do tego momentu wciąż jeszcze nie padła żadna sugestia ani ze strony Putina ani żadnego innego oficjalnego źródła państwowego, że Riazań nie był kolejnym na liście celem ataku terrorystycznego. I właśnie wtedy szef zarządu FSB Nikołaj Patruszew wprawił Rosję w zdumienie oświadczając, że chodziło o najzwyczajniejsze w świecie ćwiczenie. Pogratulował też mieszkańcom Riazania ich przytomności umysłu. Jeśli chodzi o worki, to zawierały tylko cukier i były podrzucone w ramach serii ćwiczeń.

  Oddział FSB w Riazaniu zareagował z wściekłością na wiadomość, że cała sprawa bomby to fałszywy alarm i wydał następujące oświadczenie:

"Podano do wiadomości, że podłożenie ładunku wybuchowego dnia 22.09.99 stanowiło część międzyregionalnych ćwiczeń. Oświadczenie to zaskoczyło nas i przyszło w chwili, kiedy FSB ustaliło miejsce pobytu w Riazaniu osób zamieszanych w podłożenie ładunków wybuchowych oraz w trakcie przygotowań do zatrzymania podejrzanych."

  Jeden z powodów rozzłoszczenia miejscowego działu FSB był fakt, że tej nocy gdy podłożono ładunek, riazańska operatorka telefoniczna Nadieżda Juchanowa zgłosiła, że podsłuchała kawałek podejrzanej rozmowy międzymiastowej, którą właśnie łączyła. Jeden z rozmówców oznajmił, że jego grupa została zauważona i że potrzebuje co najszybciej opuścić miasto. Drugi głos odparł "Rozdzielcie się i niech każdy wydostanie się z miasta na własną rękę". Miejscowy funkcjonariusz FSB namierzył wykręcony numer i okazało się, że trop zawiódł go do głównej kwatery FSB w Moskwie. Patruszew utrzymywał, że jego ludzie opuścili budynek wraz z  mieszkańcami, przygotowywali dokumentację fotograficzną oraz uczestniczyli w rozmowach z funkcjonariuszami organów porządku publicznego. Nie było to zgodne z prawdą. W rzeczywistości w Riazaniu doszło do zatrzymania dwóch podejrzanych, który ukazali karty identyfikacyjne FSB. Zostali oni następnie odwiezieni przez wysoko postawionego oficera FSB.

  Początkowe wyjaśnienia jawiły się jako nieprzekonujące nawet jak na standardy nieudolnej rosyjskiej biurokracji. Gazeta Nowa Izwiestia zjadliwie podała w wątpliwość słowa Patruszew, pytając się czy przypadkiem nie myli też kolorów lub nie jest w stanie rozpoznać krewnych. Co niektórzy zastanawiali się, czy seria zamachów to nie tyle robota wrogich Rosji terrorystów, ale raczej władz kraju usiłujących tym cynicznym sposobem wpłynąć na opinię publiczną. Jest niezwykle nieprawdopodobnym, że eksperci w Riazaniu pomylili heksogen z cukrem. A poza tym, jeśli worki w istocie zawierały cukier, dlaczego odwieziono je szybko z miejsca? Zamieszanie spotęgowało FSB oświadczając, że zawartość worków została przetestowana na poligonie artyleryjskim i przekonano się, że nie jest niebezpieczna. Dlaczego niby zadawanoby sobie trud testowania worków z cukrem użytych w oficjalnym ćwiczeniu? Z jakiego powodu użyto wbrew wszelkim przepisom kradzionego samochodu w ćwiczeniu, w którym służby specjalne z łatwością mogły skorzystać z jednego ze swoich wozów?

  Można było odnieść wrażenie, że FSB się szamocze próbując przedstawić dowody na to, że Riazań był w istocie jednym z serii planowanych ćwiczeń. Miały miejsce tuziny innych "ćwiczeń", w większości tak amatorskich, że zawstydziłyby inspektora Clouseau z "Różowej Pantery". W Moskwie oficerowie FSB zostawili na posterunku policyjnym paczkę z podpisem "bomba", który została odkryta po dwóch dniach. Żadne z owych ćwiczeń nie dorównywały pod względem wyrafinowania niedoszłemu zamachowi w Riazaniu. Na spotkaniu z mieszkańcami bloku szefowie FSB mieli wielki problem z wyjaśnieniem, co właściwie było przedmiotem ćwiczenia, dlaczego miejscowe władze o niczym nie były poinformowane oraz dlaczego nie przedsięwzięto żadnych przygotowań w związku w ewakuacją lokatorów. Pozostałe szczegóły dawały jeszcze bardziej do myślenia. Budynek mieszkalny, o którym jest mowa, był dziwnym wyborem w związku z testowaniem czujności. Mieścił się w nim sklep nocny, a dostawy towarów nie wzbudziłyby niczyjego podejrzenia. Z drugiej strony byle jak wzniesiony ceglany gmach był sam w sobie idealnym celem dla terrorystów. Z punktu widzenia konstrukcji przypominał budynek wysadzony w powietrze przed tygodniem w Moskwie. Nie tylko w zawaliłby się natychmiast w wyniku eksplozji, ale walące się ze wniesienia terenu gruzy najpewniej uszkodziłyby sąsiedni blok.

W marcu 2000 jeden z oficerów FSB oświadczył w telewizyjnym wywiadzie, że wraz z kilkoma współpracownikami kupili kilka worków cukru na miejscowym targowisku oraz amunicję do broni palnej w sklepie z bronią i ostentacyjnie podłożyli ten fałszywy ładunek w przypadkiem znalezionej niezamkniętej piwnicy w Riazaniu w celu przetestowania czujności mieszkańców. Emerytowany pracownik FSB, Giennadij Zajcew, stwierdził, że instrumenty, z których skorzystano przy badaniu substancji, dawały błędny odczyt z powodu zanieczyszczenia, a osoby odpowiedzialne za to zostały ukarane. Choć zamiarem było wyjaśnienie wątpliwości, te wypowiedzi wprawiały w jeszcze większe osłupienie. Oficer FBS mógł się po prostu mylić. Z drugiej strony odgrywanie pozornie niewinnych czynności jak np. zakup cukru na targowisku czy amunicji w sklepie z bronią można postrzegać jako niebywale dziwne sposoby testowania miejscowej ludności. Dlaczego ktoś miałby przybyć aż z Moskwy z kradzionym samochodzie aby następnie pozostawić trzy worki cukru w niestrzeżonej piwnicy? Ponadto wbrew twierdzeniu nie zostały podjęte żadne środki dyscyplinarne wobec Tkaczenki. Zarówno on jak i jego koledzy byli oficjalnie nagrodzeni za odwagę, podobnie zresztą jak telefonistka Juchanowa za przytomność umysłu. Jeśli ktokolwiek zasługiwał na karę, byli to ludzie odpowiedzialni za zaplanowanie tak nadzwyczajnie nieprzemyślanego, źle zorganizowanego i nonsensownego ćwiczenia.

 Władze zareagowały z wściekłością na sugestie dotyczące swojego współudziału. Jak stwierdził Putin, już samo podnoszenie tej kwestii było niemoralne. W istocie zdawanie się w tym względzie wyłącznie na rosyjskie środki przekazu byłoby nieroztropne. Mogły popełnić pomyłki, co też zdarza się reporterom na całym świecie. Wrogowie Putina mogli rzeczywiście rozsiewać nieprawdziwe pogłoski, fałszywe tropy i tematy zastępcze. Wszyscy zainteresowani państwowi urzędnicy stanowczo odpierali zarzuty i podkreślali z całą mocą, że cała ta teoria konspiracyjna była dziełem ich przeciwników politycznych. Na drugiej stronie byli zwolennicy poglądu, że zamachowcy mieli wsparcie struktur państwa, który dysponowali znacznymi ilościami poszlak nie mając wszakże bezpośrednich dowodów na to, że w sprawę był zamieszany Putin, jego polityczni sprzymierzeńcy lub też ktokolwiek z wysoko postawionych oficjeli. Kreml mógł w gruncie rzeczy wyjaśnić tę historię z łatwością, ale zamiast tego całość materiałów dotyczących Riazania została zapieczętowana na siedemdziesiąt pięć lat, a śledztwa prowadzone przez niezależnych przedstawicieli Dumy były blokowane. Dwóch deputowanych zajmujących się tą sprawą, Siergiej Juszenkow i Jurij Szczekoczichin zmarło w niejasnym okolicznościach. Związany z tym dochodzeniem dziennikarz Otto Lacis stał się ofiarą surowego pobicia, a następnie zmarł w wypadku samochodowym. Jeśli zaś chodzi o prawnika komisji śledczej, to skończył w więzieniu z zarzutami zdradzenia tajemnicy państwowej. Organizacja Amnesty International prowadziła kampanię na rzecz jego uwolnienia, a oskarżenia określiła mianem sfingowanych.

No comments:

Post a Comment